środa, 6 maja 2015

RECENZJA: "Starter" Lissa Price

Zacznijmy od największej z ogromnych oczywistości- okładka książki jest CUDOWNA i głównie ona zachęciła mnie do sięgnięcia po "Starter". Nie myślałam długo przed rozpoczęciem czytania- po prostu zaczęłam zagłębiać się w jej świat, gdy tylko dostałam ją w swoje łapki. Byłam do niej szalenie pozytywnie nastawiona. Przerażały mnie jedynie moje zbyt wysokie oczekiwania i to, że książka została określona jako idealna dla fanów "Igrzysk śmierci". 

Callie, to uboga, bezdomna dziewczyna, która w wojnie straciła rodziców. Gwoli ścisłości zginęły wszystkie osoby pomiędzy 20 a 60 rokiem życia. Pozostali jedynie młodzi- starterzy oraz starzy- enderzy. Główna bohaterka wraz ze swoim bratem Tylerem oraz przyjacielem Michaelem żyją jak osadnicy i muszą walczyć o przetrwanie z regenatami oraz ukrywają się przed tutejszą "policją", która zamyka takich jak oni w dość nieprzyjemnych ośrodkach.

Jedyną nadzieją dla Callie wydaje się zdobycie pieniędzy za "p
racę" w Prime Destinations. Piszę "pracę", bo nie mówimy tu o żadnych robotach fizycznych, ale o dosłownym WYPOŻYCZANIU swojego ciała. Ta firma, inaczej zwana bankiem ciał, wykorzystując nowoczesną technologię usypia startera na tydzień... dwa... może miesiąc? i umieszcza w jego ciele świadomość endera wypożyczającego ciało. Ender może wykorzystując ciało startera znów pojeździć na nartach, postrzelać z łuku, popływać, wziąć udział w zawodach jeździeckich, itp. co jest fizycznie niemożliwe dla osoby starszej.

Jednak z Callie dzieje się coś nie tak. W czasie wynajmu ciała przez enderkę nagle odzyskuje przytomność i zostaje wmieszana w trudną sytuację. Prime Destinations okazuje się bowiem bardzo niebezpiecznym przedsięwzięciem, które może zagrozić życiu wszystkich starterów...

Tak w skrócie wygląda fabuła powieści Lissy Price. Od książek z gatunku postapokalipsy nie można oczekiwać zbyt wiele- w ostatnim czasie jest ich mnóstwo, a każda z nich ma jedynie zapewnić rozrywkę czytającemu. Tak jest również w tym wypadku, jednak to, co wyróżnia "Starter" to niepowtarzalny pomysł. Pierwszy raz spotykam się z tematyką zajmowania ciał przez inne osoby w książce.

Bohaterowie są już bardziej banalni. Posiadają zawsze tą samą, jedną "twarz", wiemy czego się po nich spodziewać. Mimo iż Callie jest dziewczyną odważną, nie bojącą się wyzwań, walczącą o swoich bliskich, co jest zdecydowanie pozytywne, jej zachowanie przez całą powieść ani razu mnie nie zaskoczyło, nie wgniotło w fotel podczas czytania. Jedyną postacią, która mnie zaciekawiła był Blake (wyjaśnienia na temat Blake'a były porażające, ale nie będę wam sypała spojlerami :)) )

W książce cały czas coś się dzieje. Bez zbędnych opisów- tylko akcja, akcja, jeszcze raz akcja! Z jednej strony jest to plus, zapewnia bowiem łatwość i szybkość czytania, cały czas interesuje. Z drugiej, miałam wrażenie, że nie pamiętam co się działo 10 stron wcześniej, bo akcja tak bardzo skoczyła do przodu. Brakowało mi opisów, głębszych refleksji bohaterki, zatrzymania się. Miałam wrażenie, że wszystko zostało skrócone na siłę, jakby autorka musiała się pomieścić w limicie 400 stron. Brakowało mi również opisu wojny, jej dokładnych przyczyn. Jednak mam nadzieję, że jako iż niedługo wychodzi druga część, tam odnajdę wszystko co mnie interesuje.

Podsumowując, jak się okazało, oczekiwania wcale nie były zbyt wygórowane, bo powieść im sprostała, a jednocześnie jako fanka "Igrzysk" po przeczytaniu "Startera" mogę zgodzić się, że książka ma bardzo podobny klimat i z pewnością tak samo wciąga. Wady powieści nie przesłaniają jej zalet i z uśmiechem na ustach mogę wstawić jej ocenę 8/10. :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz